Kupiliśmy Zoo – recenzja filmu

Podobno najlepsze decyzję podejmujemy nie zagłębiając się zbytnio w przemyślenia. Gdy nie kalkulujemy, nie ważymy plusów i minusów, nie wybiegamy kilka lat naprzód, by ewentualnie przewidzieć konsekwencje naszych wyborów. Podobno gdy idziemy na tzw. „żywioł” mogą spotkać nas nieoczekiwane i zmieniające bieg naszego życia przygody. Kupując książkę w antykwariacie nie możemy wykluczyć, że ten właśnie egzemplarz jest wart miliony, spiesząc się do pracy możemy poznać miłość naszego życia, szkicując bazgroły na nudnej lekcji możemy odkryć pasję, która całkowicie nas pochłonie. Kupując zoo możemy dostać w pakiecie gromadkę zwierząt, walecznych pracowników i to co najważniejsze – radość i spełnienie w życiu. Nie wierzycie? Zapytajcie Benjamina Mee – głównego bohatera filmu.

Benjamin ( bardzo dobry Matt Damon ) pracuje jako reporter w gazecie. Samotnie wychowuje dwójkę dzieci i jednocześnie stara się uporać z przedwczesną śmiercią żony. Pewnego dnia, powodowany impulsem rzuca pracę i postanawia wyprowadzić się z głośnego miasta. Szukając odpowiedniego lokum trafia na farmę, która ma do zaoferowania nie tylko budynek mieszkalny, lecz również wybieg ze zwierzętami. Nie namyślając się długo postanawia nabyć tą wesołą gromadkę i odnowić zaniedbane zoo. Pomogą mu w tym szefowa ekipy – Kelly ( Scarlett Johansson ), opiekun zwierząt Robin ( Patrick Fugit ) oraz „złota rączka” i wesoły świr w jednym – Peter ( Angus Macfadyen). Od momentu kupna posiadłości Ben będzie musiał zmierzyć się z niezapowiedzianą kontrolą, kłopotami finansowymi, niespodziewaną ucieczką węży, po drodze będzie starał się odnowić kontakt z nastoletnim synem oraz wyleczyć z depresji Bustera – niedźwiedzia grizzly. Czy mu sie uda? Tego zdradzić nie mogę, ale możecie przygotować się na dwie godziny dobrej ( a często i wzruszającej ) zabawy.

Reżyserem Kupiliśmy zoo jest Cameron Crowe, specjalista od ciekawych opowieści, których bohaterami są ludzie szukający tego „czegoś” w życiu. Nie inaczej jest z Benjaminem. Po śmierci żony starał się jak najlepiej zająć dziećmi, by jak najmniej odczuwały stratę matki. Nie do końca mu się to jednak udaje. O ile relację z córeczką – Rosie ( przesympatyczna Maggie Elizabeth Jones ) układają się idealnie, o tyle próby dogadania się z Dylanem nie przynoszą spodziewanych efektów. Panowie toczą rodzinną wojnę, której widzami staną się zwierzęta oraz opiekunowie zoo. Nie martwcie się jednak na zapas, gatunek familijny do czegoś w końcu zobowiązuje. Łatwo można przewidzieć, że konflikt zostanie zażegnany, a w finale co wrażliwszym widzom pocieknie odrobina łez. W tym momencie można mieć pewne obwawy, że reżyser chce nam zaserwować kolejną ckliwą i banalną opowiastkę o przełamywaniu barier i pokonywaniu kłopotów rodzinnych. Nic bardziej mylnego, bo choć Kupiliśmy zoo to familijne kino pełną gębą, naszkicowane jednak najpiękniejszymi odcieniami pasteli.

Najsilniejszą stroną filmu jest historia w nim opowiedziana. Fakt, że wszystko to wydarzyło się naprawdę skłania nas do przemyśleń – skoro kupno posiadłości tak odmieniło życie Benjamina, to może i nasze odmieni się pod wpływem jakiegoś przypadku. Crowe daje nam nadzieję na nowy początek, zamknięcie bolesnego rozdziału i radosne perspektywy przyszłych wydarzeń. Pomagają mu w tym śliczne i mądre zwierzaki zamieszkujące teren posiadłości. Wspomniany wcześniej Buster, dostojny Spar – tygrys bengalski, którego historia wzruszy pewnie niejednego widza, Solomon – ciekawski lew o złocistych oczach i wiele innych okazów. Nawet niepozorny jeżozwierz ma swoje pięć minut. Razem tworzą tak ciepły obraz, że pragniemy od razu stać się właścicielami naszego prywatnego zoo. Aktorzy nie ustępują im na krok. Możemy podziwiać waleczną Scarlett, zabawnego Angusa, kradnącą każdą scenę Maggie ( moment robienia przez nią kanapek zmiękczył mi całkowicie serce ), a wisienką na torcie jest rola Matta. Aktor jest jak wino, im starszy tym lepszy. Jako uroczy wdowiec stopi serce każdej dziewczyny marzącej o takim mężczyźnie. Przez cały seans kibicowałam mu w jego planach, a przy finałowej scenie, gdy opowiada dzieciakom jak poznał ich mamę rozkleiłam się zupełnie. Oczywiście uczuciowy impet nie byłby taki mocny, gdyby nie fantastyczna muzyka autorstwa Jonsiego. Dźwięki stworzone przez członka grupy Sigurn Rose nadają filmowi nie powtarzalny klimat. Czasem miałam wrażenie, że przeniosłam się na sawannę lub uczestniczę w afrykańskim safari. Dawno nie widziałam obrazu w którym ścieżka dźwiękowa tak silnie wpływałaby na widza i odbiór całej historii. Jest to bez wątpienia jeden z kluczowych elementów zapadających widzowi w pamięć.

Dawno nie oglądałam tak dobrej familijnej opowieści o życiu, jego różnych barwach i wyborach jakich często musimy dokonywać. Przyzwyczaiłam się do infantylności takich historii, chyba zbyt pochopnie zaczęłam je lekceważyć i z góry przekreślać, bo skoro skierowane są do dzieci to muszą być gorsze od doroślejszego kina. Seans Kupiliśmy Zoo przypomniał mi, że najpiękniejsze historię piszę za nas życie, a to co nas spotyka nigdy nie oznacza definitywnego końca. Każdy z nas może dokonać zmiany – wystarczy tylko chcieć. Benjamin miał swoje 20 sekund szalonej odwagi, a Ty drogi widzu? Kto wie, może gdzieś za rogiem czeka na nas zaniedbane zoo, które pozwoli napisać nam zupełnie nowy rozdział i dać szczęście, którego każdy z nas nieustannie poszukuje.Nie wiem jak wy, ale ja zaczynam się uważnie rozglądać :) A seans filmu serdecznie polecam.

3 thoughts on “Kupiliśmy Zoo – recenzja filmu

  1. Rodion pisze:

    Film bardzo przewidywalny, ale i miły dla oka. Ma coś w sobie ten film, że są momenty wzruszenia, są i radości. W szczególności w pamięć zapadła mi scena dialogu Dylana z ojcem:
    – Nigdy nie nauczyłeś mnie nawet jak się golić!
    – Nie uczyłem cię jak się golić? A chcesz się nauczyć? Mogę to zrobić, ogólmy się!

    I wtedy ze swojego pokoju wychodzi ta mała szprota:
    – Co mówiłeś o Króliczku wielkanocnym?

    Nie nazwałbym tego filmu obowiązkowym, ale ci co zobaczą nie powinni się rozczarować mimo wiadomego obrotu zdarzeń. Damon też mnie bardzo pozytywnie zaskoczył.

  2. Rodion pisze:

    Miło mi, oby tak dalej ;p

Dodaj komentarz