Skyfall – recenzja

Ciekawe jak to jest gdy upada niebo… Zawsze lubiłam tytuły z bondowskiej kolekcji, ten zaciekawił mnie w szczególności. Za kamerą stanął jeden z lepszych wizjonerów Fabryki Snów – Sam Mendes więc była nadzieja, że cała historia nie zostanie spaprana. Kinomani napalili się na tę odsłonę jak szczerbaty na suchara, ja pozostałam racjonalistką, bez zbytniego podniecenia czekałam, aż film ukaże się w sieci. Ten czas w końcu nadszedł, a ja mogłam zobaczyć upadek i ponowne odrodzenie się Jamesa. Wszystko to, co pisali zagraniczni recenzenci było prawdą – film ten zamyka pewien etap i otwiera kolejny, nie wszystkim jednak przypadnie on do gustu. Ja jestem na tak, w końcu to James, a jak wiadomo, jemu wybacza się więcej niż innym. Poza tym ma licencję na zabijanie, więc nierozważnie byłoby pisać o nim jakieś paszkwile. To, że amerykańskie nastolatki nie wiedzą gdzie leży Polska nie oznacza, że 007 też. A skoro jeszcze nie śpieszno mi na tamten świat będzie to opowieść o pewniej nieprawdopodobnej przygodzie, która mimo swej absurdalności i niesamowitym wręcz zbiegom okoliczności przypadła mi do gustu.

Skyfall-movie-poster

Cóż wiemy o Jamesie? Lubi przedstawiać się z nazwiska, pije martini – zawsze wstrząśnięte nie zmieszane, jest kobieciarzem, jego ulubionym modelem samochodu jest Aston Martin. Ma najlepsze i najbardziej zabójcze gadżety na świecie. jego współpracownicy przedstawiają się jedynie z pierwszej litery nazwiska ( M, Q).
Bonda do życia powołał Ian Fleming i tym sposobem rozpętał istne szaleństwo na świecie. Każdy chłopiec w pewnym momencie swego życia chce być taki jak James. Niestety niewielu ma okazję być agentem brytyjskiego wywiadu, więc większość z nich kończy na salach kinowych obżerając się popcornem i fantazjując, że to właśnie oni biegają po najwyższych szczytach miast. Taką szansę otrzymują natomiast aktorzy, który wcielają się w zabójczego 007 na ekranie. Fani agenta są podzieleni na zwolenników Seana Connery’ego, Rogera Moore’a, Pierce’a Brosnana oraz najświeższego Bonda – Daniela Craiga. Ja nie mam swojego ulubionego odtwórcy – każdy z nich według mnie był indywidualny i dobry w odtwarzaniu tej roli. Craig również przypadł mi do gustu i nie widzę powodu by odsuwać go od produkcji kolejnych części ( za każdym razem przed premierą najnowszej odsłony pojawiają się takie plotki ) – i co z tego, że jest blondynem, nie jest wystarczająco wysoki skoro dobrze odgrywa rolę? Plus akcent, który jest zabójczy :)

Ale dość już ciekawostek, czas przejść do właściwego zagadnienia, którym jest recenzja „Skyfall”. Każdy, kto spodziewa się, że w tej części zostaną poprowadzone dalsze wątki historii dotyczącej Vesper i zemsty Jamesa za jej śmierć srodze sie zawiodą. „Skyfall” to podwaliny pod zupełnie nowy rozdział, w którym zmienia się wszystko, począwszy od charakteru Bonda po jego zespół nadzorujący. Jak wiadomo by zaczął się nowy etap stary musi się skończyć. Tak też będzie w tym przypadku, zginie parę osób, w tym jedna z tego kręgu, którego się nie spodziewałam. Było mi szkoda tej postaci, ale rozumiem, że takiego poświęcenia wymagał zarys fabularny. Wprowadzonych zostanie paru nowych bohaterów z genialnym wynalazcą Q na czele oraz sekretarką, która była obecna we wcześniejszych odsłonach serii – Moneypenny.
Początkowa sekwencja przedstawia nam Jamesa w akcji, który próbuje odzyskać dysk z tajnymi danymi mogącymi zdekonspirować tajnych agentów ukrywających się w najniebezpieczniejszych szajkach świata. Zadanie nie zostaje wykonane, a nasz dzielny agent obrywa kulkę i ląduje w odmętach oceanu. To wprowadzenie do właściwej historii, która koncetruje się na dwóch sprawach – rzekomej śmierci Bonda oraz zamachu na jego szefową – M. Na potrzeby tejże operacji James powstaje z martwych i uzbrojony w najnowsze gadżety wyrusza tropić zamachowca. Okazuje się nim Silvo ( ucharakteryzowany na świńskiego blondyna Javier Bardem ) – były agent obwiniający M za wszystko złe, co go w życiu spotkało począwszy od złego doboru fryzjera :) a skończywszy na braku zębów.

Craiggun_2376904b

Przygody Bonda powinno zawsze oglądać się z przymrużeniem oka, inaczej odejdzie nam kawał dobrej zabawy. Jeśli ktoś szuka tu realizmu, srodze się zawiedzie, ponieważ wszystko co spotyka Jamesa jest nieprawdopodobne pomnożone przez niewiarygodne, a on i tak wychodzi cało z każdej opresji. Skacze z najwyższego budynku i to bez spadochronu – nie martwcie się, możecie być pewni, że włos mu z głowy nie spadnie. Strzela do niego dwudziestu najlepszych snajperów świata – żadna kulka nie zrobi mu wielkiej krzywdy. „Fruwa” między dachami budynków – zawsze uda mu się trafić na twardą nawierzchnie. To jedyny bohater, którego wyczyny kupuję bez mrugnięcia okiem i przy których nie oczekuję realizmu. Nikomu innemu nie wybaczyłabym takich karkołomnych zadań i cudownych ucieczek przed śmiercią – ale w końcu Bond jest tylko jeden. Tak samo jest i tu, choćby sekwencja na dachu pociągu i uniknięcie zderzenia z tunelem dosłownie w ostatniej chwili. Z drugiej strony jednak to najlepszy agent Jej Królewskiej Mości więc może status misji niemożłiwych powinniem być przyporządkowany jemu a nie Ethanowi :)
Film trwa ponad dwie godziny, na szczęście twórcy umiejętnie ważą dawkowanie napięcia i akcji więc widz nie jest przytłoczony tym, co dzieje się na ekranie. Najciekawiej robi się po przetransportowaniu Silva do siedziby agencji oraz po przyjeżdzie Jamesa do jego rodowej posiadłości – nie mamy czasu myśleć o tym co wydarzyło się wcześniej ponieważ akcja zaczyna pędzić z prędkością światła i nie ustaje aż do samego końca. Duża w tym zasługa czarnego charakteru wykreowanego genialnie przez Bardema, jego przegięta interpretacja geja czasem bawi, a czasem autentycznie niepokoi. Scena z „molestowaniem” Jamesa rozluźnia atmosferę filmu by za kilka chwil wrócić na wcześniejsze, sensacyjne tory.

Skyfall_11_h

Bardzo dobra jest sekwencja otwarcia wraz z towarzyszącą jej piosenką „Skyfall” w wykonaniu Adele. To jedno z najlepszych otwarć w bondowskiej historii, przynajmniej dla mnie. Intensywne kolory i nawiązanie do „śmierci” Jamesa to niewątpliwe atuty tej mini – historii. Generalnie cała ścieżka dżwiękowa stoi na wysokim poziomie, ale to szczegół do którego seria o agencie zdążyła nas już przyzwyczaić.
Aktorstwu nie mam nic do zarzucenia, to samo tyczy się całej technicznej oprawy.
Jak widzicie moja ‚recenzja’ jest dość pochlebna, i tak jest w rzeczywistości, ponieważ „Skyfall” to kawał dobrego kina. Osoba reżysera wpłynęła na styl opowieści – jest on bardziej poważny od wcześniejszych odsłon, ale na szczęście nie pozbawiony mocniejszych akcentów. Wszystko jest na swoim miejscu, ale jednak „Casino Royale” podobało mi się bardziej. Trudno mi to uzasadnić, ale podczas seansu bawiłam się lepiej niż teraz. Dlatego też końcowa ocena wynosi 7/10.

Jestem ciekawa jak twórcy poradzą sobie ze zmienioną gwardią Jamesa – nowi bohaterowie mogą skutecznie wynieść na wyżyny jak i pogrzebać kolejne części. Wszystko zależy od aktorów i ról im przypisanych. Będę czekać na to z niecierpliwością, oczywiście stonowaną :) Najnowszą odsłonę uznaję za wyjątkowo udaną i z pewnością jeszcze nieraz do niej wrócę. I niech twórcy nie myślą nawet o zmianie aktora odtwarzającego główną rolę. Daniel jest idealnym Bondem na miarę XXI wieku :).

530141_478123508874389_47652379_n

120731Skyfall_6485615

2 thoughts on “Skyfall – recenzja

  1. Many pisze:

    Hej.

    Dawno tutaj nie zaglądałem i widzę, że ominęło mnie trochę recenzji ;-) Po raz kolejny czytając recenzję mam wrażenie jakbym sam pisał te słowa, gdyż mamy praktycznie identyczne odczucia.

    Jedynie czego żałuję to tego, że mimo wszystko nie zakończono ani nie wspomniano o Quantum i Vesper. Wystarczyłoby chociaż o tym wspomniec, żebyśmy wiedzieli, że twórcy nadal pamiętają!

    Nie wiem czy też miałaś takie skojarzenie podczas scen w Szkocji, ale ostatni rozdział tego filmu przypominał Kevina samego w domu / Nowym Jorku. Ten cały „misterny” plan obrony domu przed intruzami spowodował u mnie szeroki uśmiech podczas seansu i od razu przypomniałem sobie o tej świątecznej produkcji :D

    PS. Postac grana przez Bardema to Raoul Silva, a nie Silvio :)

    Przepraszam za to małe czepialstwo. Mam jednak wrażenie, że wolisz, aby wszystkie Twoje teksty były poprawne w 100 procentach :)

    Pozdrawiam

Dodaj komentarz